6/23/2009
Skalpy
Ile ja bym dał, żeby mieć tyle włosów :-) Nie wiem czy mam już skrzywione wspomnienia, ale jak ja byłem w tym wieku, to co 3-4 chłopak miał już lekkie (lub konkretne) zakola. A teraz - nie wiem, czy to jakaś inna dieta, czy tylko specyficzny, młodzieńczy rodzaj zaczeski... Ale co ja tam wiem, wtedy jak ktoś miał taki fryz, to był flejtuch :) W każdym razie ładnie z ich strony, że się uśmiechnęli.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy taka fryzura z naturalnymi nausznikami nie przywodzi wam na myśl ludzików z klocków Lego?
OdpowiedzUsuńPo ich wadze sądząc (a raczej ilości wystających kości) to rzeczywiście wszyscy są na diecie.
OdpowiedzUsuńTen współczesny styl fryzur wcale mi nie podchodzi, ale ja to ciotka klotka już jestem i mogę się nie znać. Niemniej dzieciaki są malownicze i z tą swoją hamerykańskością fajne foty mimowolnie tworzą. Tak trzymać! :-)
Mnie się ten styl bardziej kojarzy ze Szkoplandem niż z Hameryką.
OdpowiedzUsuńDo fryzur się już przyzwyczaiłem. O ile tylko nie jest każdy kosmyk układany przez godzinę w niby-nieład, to nawet miła odmiana dla czasów gdy wszyscy (w tym ja) się nosili krótko i w sumie nijako. To z kolei było wtedy i tak dużym kontrastem dla jeżyków, przednich grzywek i tylnych ogonków z epoki disco-polo okresu transformacji ustrojowej.
Czyż nie wypowiadam się jak rasowy socjolog? :)