9/21/2009

CALI




Podczas niegdysiejszego pobytu za wielką wodą odkryłem, że wiele produktów spożywczych znacząco różni się od tych spotykanych nad Wisłą i w ogóle w Europie. I nie chodzi o jakość czy brand. Chodzi o smak, dostosowany do tamtejszych upodobań. I tak podczas gdy u nas, nie tylko wśród słodyczy, królują smaki miętowe, owocowe (głównie tropikalne ale też tzw. zielone jabłuszko, czy owoce leśne) oraz czekoladowe, tam niemal wszystko jest cynamonowe, karmelowe, ewentualnie z polewą/posypką barwy różowej i/lub takiej jak czcionka logo tego bloga. O ile cynamon oraz jaskrawe cukry do mnie nie przemawiają, o tyle w kwestii karmelu byłem w siódmym niebie. Pełny asortyment tofików, ciąąąąąągnących się niczym świeżuteńka krówka. Wśród nich jedna perełka - Werther's Original Chewy Toffee. Niestety po powrocie do Polski i krótkiej korespondencji z firmą Storck Polska, uprzejma pani odarła mnie ze wszelkich złudzeń - tofików nie ma w planach na polski rynek.
Przez kolejne lata trzeba było kombinować. Serdeczni znajomi przywozili mi upragnione toffi z nie tak dalekich Niemiec oraz Wielkiej Brytanii. Razu pewnego kuzyn przywiózł mi także z dobrego serca tofiki z Holandii. Niestety coś z nimi było nie tak - były kruche i ciut inaczej smakowały.
W ubiegłym tygodniu podczas copiątkowej wizyty w delikatesach po napoje wyskokowe ku mojemu zaskoczeniu, widzę "Werther's Original. Krówki" przez chwilę byłem najszczęśliwszym człowiekiem w tym ciasnym sklepie. W domu okazało się jednak, że bogowie badań rynkowych ze Storck postanowili wprowadzić tę odmianę holenderską. Na cholerę komu w Polsce kruche, drogie i sztuczne krówki zagraniczne, skoro mamy cały wybór naszych - tanich, pysznych ciągutek?! Tego nie wie nikt. Zbojkotujmy je więc, proszę ja Was! Jako koneser twierdzę, że są one zwyczajnie do dupy.

Wracając jednak do optymistycznego nastroju. W dniu dzisiejszym znalazłem w skrzynce awizo. Na poczcie okazało się, że napisał do mnie mój przyjaciel Ben, najprzystojniejszy Brytyjczyk (na zdjęciu, pod pałacem w Wilanowie). W paczce oprócz listu i kilku paczek jedynych w swoim rodzaju, prawdziwych tofików Werther's  znalazłem nie lada niespodziewajkę - oryginalny gapowy tiszert z nadrukiem. I niech mi ktoś jeszcze raz powie, że nie ma takiego słowa!
Na zdjęciu koszulka, tofiki (dla instruktażu) oraz list. Dziękuję, Ben!! ;-)))

9/18/2009

Koło młyna


Pierwsza fota z krótkiego pobytu w rodzinnych stronach.

9/16/2009

Mehiko

Jedno spicy chicken burrito. Please.

9/09/2009

To mi nie lata

Niby lato jeszcze, niby zielono. Ciepło też tylko niby. Ale słońce już coraz niżej i krócej, chmury takie coraz cięższe. Powolna ewakuacja liści ku chodnikom. Czuć to w powietrzu już, czyż nie? OK, za pół roku znowu wiosna. Ale jakiś niepokój mnie ogarnął. Cieszmy zatem oczy takimi zdjęciami.